KARCZMA „Pokrzyk”
W przydrożnej karczmie "Pokrzyk" pod Wąsoszem doszło do spotkania chorążego orszańskiego Andrzeja Kmicica głównego bohatera powieści Henryka Sienkiewicza "Potop", z bohaterem drugoplanowym tej powieści Rzędzianem z Wąsoszy. Spotkanie zakończyło się ogólną bijatyką, gdy do karczmy przybył ze Szczuczyna podjazd pana Wołodyjowskiego.
Przybycie Kmicica do karczmy „Pokrzyk”
„Pan Kmicic, przybrany w szarą chudopacholską świtę, w takąż czapkę z wytartym barankiem i z przewiązaną twarzą, jakby po jakim karczemnym pojedynku, trudny był do poznania i wyglądał istotnie na szlachetkę włóczącego się z jarmarku na jarmark. Otaczali go ludzie podobnie przybrani, zbrojni w proste szabliska i długie baty do popędzania koni oraz arkany do chwytania rozbieganych”.
„Idąc samą granicą między województwem trockim a Prusami, szli przez lasy obszerne i bezdroża, Kiemliczom tylko znajome, aż weszli do Prus i dotarli do Łęgu, czyli jak stary Kiemlicz nazywał, do Ełku”
„Przedawszy więc parę koni, a dokupiwszy natomiast nowych jechali dalej wzdłuż granicy pruskiej, ale już traktem wiodącym z Ełku do Szczuczyna”
„Do Szczuczyna samego nie chciał jednak pan Andrzej jechać, a to z tej okazji, że dowiedział się, iż w mieście stoi kwaterą jedna chorągiew konfederacka, której pułkownikuje pan Wołodyjowski”.
„Wskutek tego w dwóch milach od Szczuczyna (1 mila = 7,1 km) kazał skręcić w stronę Wąsoszy, ku zachodowi. Co do listu, który miał dla pana Wołodyjowskiego, postanowił przesłać go przez pierwszą pewną okazję. Tymczasem, nie dojeżdżając Wąsoszy, zatrzymali się w przydrożnej karczmie, Pokrzyk zwanej, i roztasowali się na nocleg, który obiecywał się być wygodny, bo w karczmie prócz karczmarza Prusaka nie było nikogo z gości".
Kmicic wyjeżdżając z Ełku nie zamierzał pojechać drogą prowadzącą bezpośrednio do Szczuczyna (nr 1). W odległości 2 mil od Szczuczyna, a więc przed Grajewem wybrał zapewne jedną z dwóch dróg:
- przed Prostkami skręcił na południowy zachód i pojechał drugorzędną drogą wzdłuż granicy po stronie pruskiej (nr 3). W tej wersji karczma „Pokrzyk” mogła stać w połowie drogi pomiędzy Wąsoszem i Szczuczynem w odległości ok. 3 km od Szczuczyna, przy prastarym szlaku handlowym prowadzącym z Mazowsza przez Wąsosz do Białej w Prusach. Ta wersja jest bardziej zakorzeniona w świadomości mieszkańców Wąsosza, na co dowodem jest nadanie imienia Henryka Sienkiewicza ulicy, przez którą wiedzie droga do domniemanej karczmy.
- minął Grajewo i pojechał prastarym traktem handlowym (nr 2). prowadzącym z Mazowsza przez Wąsosz do Ełku w Prusach. W tej wersji karczma „Pokrzyk” mogła stać w Niećkowie, wsi odległej od Szczuczyna około 4 km.
Obie wersje trasy podróży Kmicica jak i lokalizacje karczmy „Pokrzyk” są prawdopodobne. W obu przypadkach Kmicic mógł przekazać list panu Wołodyjowskiemu za pośrednictwem podróżnych udających się do Szczuczyna. Dodajmy, że karczma „Pokrzyk” była oddalona od Szczuczyna około godzinę drogi. Tyle czasu zajęło Rzędzianowi pokonanie tej trasy.
Przyjazd Rzędziana do karczmy „Pokrzyk”
„Lecz zaledwie Kmicic z trzema Kiemliczami i Soroką zasiedli do wieczerzy, gdy z zewnątrz dał się słyszeć hurkot kół i tętent koni. Że słońce jeszcze nie zaszło, Kmicic wyszedł przed karczmę popatrzeć, kto przyjeżdża”
„ujrzał brykę, za nią dwa wozy i ludzi zbrojnych około wozów. Na pierwszy rzut oka łatwo było poznać, że to jakiś personat nadjeżdża. Bryka była zaprzężona w cztery konie, dobre, pruskie, o grubych kościach i malikowatych grzbietach, foryś siedział na jednym z lejcowych, trzymając dwa psy piękne na smyczy, na kożle wożnica, a obok hajduczek przybrany z węgierska, na tylnym zaś siedzeniu sam pan wsparty pod boki, z wilczurą bez rękawów, spinaną na złocone guzy. Z tyłu szło dwa wozy, dobrze pakowne, a przy każdym po czterech czeladzi zbrojnych w szable i bandolety (krótka broń palna, pistolet, strzelba). Sam pan był to człowiek bardzo jeszcze młody, choć personat, lat ledwie dwudziestu kilku. Twarz miał pucołowatą, czerwoną, a i na całej osobie znać było, że sobie na jadło nie żałował”.
„Wasza mość wybaczy rzekł wesoło Kmicic bo właśnie nie wiem przed kim stoję. Młody pan wziął się w boki: Jestem pan Rzędzian z Wąsoszy rzekł z dumą.”
„Rzędziana, jako dzierżawcę starostwa, zwali zwykle jego ludzie starostą i on sam tak się nazywał w ważniejszych okazjach.”
Przybycie do karczmy podjazdu Wołodyjowskiego
"- Panie komen...
Tu urwał żołnierz, powstrzymany groźnym wzrokiem Kmicica, zmieszał się, zaciął i wreszcie wykrztusił z wysileniem:
- Proszę waszmości, ludzie jacyś jadą.
- Skąd?
- Od Szczuczyna.
Teraz pan Kmicic stropił się nieco, ale pokrywając prędko pomieszanie, odparł:
- A mieć się na baczności. Duża kupa idzie?
- Będzie z dziesięć koni".
Po rozpoznaniu Kmicica przez Józwę Butryma doszło w karczmie do bitwy miedzy ludźmi Kmicica, a podjazdem Wołodyjowskiego. Rzędzian słysząc wcześniej od Józwy o Kmicicu jako o zdrajcy stanął po stronie Laudańskich, ale wykazując dużą ostrożność.
Bitwa w karczmie „Pokrzyk”
„ - Ociec, prać? Prać! – odrzekł stary Kiemlicz dobywając szablę.
Wtem drzwi pękły i żołnierze Józwy zwalili się do izby; ale tuż za nimi, prawie na ich karkach, wjechała czeladż Kiemliczów.
Józwa chwycił za kark lewą ręką pana Andrzeja, a w prawej trzymał już goły rapier, czyniąc nim wokoło siebie wicher i błyskawice. Lecz pan Andrzej, choć tak olbrzymiej siły nie posiadał, chwycił go także jakby kleszczami za gardziel. Józwie oczy wylazły na wierzch, rękojeścią swego rapiera chciał strzaskać Kmicicową rękę i nie zdążył, bo go wpierw Kmicic głownią swej szabli w czuprynę gruchnął. Palce Józwy, trzymające kark przeciwnika, otworzyły się od razu, a sam zachwiał się i w tył przeważył pod ciosem. Kmicic popchnął go jeszcze, by mieć do cięcia pole, i całym rozmachem przez pysk szablą go chlasnął. Józwa padł na wznak, jak dąb, czaszką uderzywszy o podłogę.
- Bij! – krzyknął Kmicic, w którym od razu rozbudził się dawny zabijaka. Lecz nie potrzebował zachęcać, bo w izbie gotowało się jak w garnku. Dwaj młodzi Kiemlicze siekli szablami, a czasem bodli łbami jak dwa byki, kładąc za każdym uderzeniem człeka na ziemię; tuż za nimi następował stary, przykucając co chwila aż do ziemi, przymrużywszy oczy i przesuwając co chwila sztych szabli pod ramionami synów. Lecz Soroka, przywykły do bitew po karczmach i w ciasnocie, szerzył najwięcej zniszczenia. Przypierał on tak z bliska przeciwników, że ostrzem nie mogli go dosięgnąć, i wystrzeliwszy uprzednio w tłum pistolety, tłukł teraz po głowach ich rękojeściami, miażdząc nosy, wybijając zęby i oczy. Czeladż Kiemliczów i dwaj Kmicicowi żołnierze szli w pomoc panom. Zawierucha przewaliła się od stołu w drugi koniec izby. Laudańscy (żołnierze Wołodyjowskiego) bronili się z wściekłością, lecz od chwili, w której Kmicic obaliwszy Józwę skoczył w ukrop i zaraz rozciągnął drugiego Butryma, zwycięstwo poczęło się przechylać na jego stronę. Rzędzianowa czeladź wpadła również do izby z szablami i szturmakami, ale choć Rzędzian krzyczał: Bij! – nie wiedziała, co czynić, nie mogąc przeciwników rozeznać, bo laudańscy nie nosili żadnych mundurów. Toteż w zamieszaniu obrywało się starościńskim parobkom od jednych i od drugich. Rzędzian trzymał się ostrożnie poza walką, pragnąc rozeznać Kmicica i wskazać go do strzału, ale przy słabym świetle łuczywa Kmicic ustawicznie ginął mu z oczu; to zjawiał się jak diabeł czerwony, to znów ginął w pomroce. Opór ze strony laudańskiej słabł z każdą chwilą, bo odjął im serce upadek Józwy i straszliwe imię Kmicica. Lecz walczyli z zaciekłością. Tymczasem karczmarz przesunął się cicho wedle walczących z wiadrem wody w ręku i chlusnął na ogień. W izbie nastała ciemność zupełna; walczący zbili się w kupę tak ciasną, że jen. o pięściami mogli się grzmocić; przez chwilę krzyki ustały, słychać było tylko zdyszane oddechy i bezładny tupot butów. Wtem przez drzwi wywalone uskoczyli naprzód Rzędzianowi, za nimi laudańscy, za nimi Kmicicowi. Rozpoczął się pościg w sieni, w pokrzywach przed sienią i w szopie. Rozległo się kilka strzałów, następnie wrzaski i kwik koni. Zawrzała bitwa przy Rzędzianowych wozach, pod które jego czeladź się schroniła, laudańscy szukali również pod nimi ucieczki, i wówczas to właśnie parobcy, biorąc ich za napastników, dali kilkakroć do nich ognia. Poddajcie się! – krzyczał stary Kiemlicz zapuszczając ostrze swej szabli między szprychy woza i bodąc na oślep ukrytych pod nimi ludzi.- Stój! Poddajem się! odpowiedziało kilka głosów. I wnet czeladź z Wąsoszy poczęła wyrzucać spod wozu szable i szturmaki, następnie samych wyciągali za łeb młodzi Kiemlicze”
Odjazd Rzędziana z Pokrzyku:
"W godzinę później Rzędzian wraz ze swymi wozami, z czeladzią, trochę jeno poturbowaną, jechał spokojnie ku Szczuczynowi odwożąc trzech zabitych i resztę rannych, między którymi Józwę Butryma z przeciętą twarzą i rozbitą głową.
„Rzędzian nie miał zamiaru zostawać na noc w "Pokrzyku", bo z Wąsoszy do Szczuczyna było niedaleko - pragnął więc tylko dać wytchnienie koniom, zwłaszcza tym, które wozy ładowne ciągnęły. Gdy więc Kmicic pozwolił mu jechać dalej, nie tracił Rzędzian czasu i w godzinę później wjeżdżał już do Szczuczyna późną nocą”
Podróż Rzędziana do Szczuczyna trwała około godziny. Mógł wybrać drogę dłuższą przez Sokoły (~ 6 km) ale pewniejszą, lub krótszą prowadząca przez Świdry Awissa (~ 3 km) przez teren bagienny. Przy dużym ładunku na wozach (towary i ranni), ciemnościach, oraz koniecznością spokojnego dojazdu z rannymi droga przez Sokoły byłaby wyborem rozsądnym.
Odjazd Kmicica z Pokrzyku:
Kmicic po opuszczeniu wieczorem karczmy „Pokrzyk” jechał nocą. W obu wersjach usytuowania karczmy zapewne kierując sie w kierunku Kolna przejechał prze Wąsosz:
„ czynił krąg nad granicą pruską na Wąsosz, Kolno i Myszyniec”
„Omijając więc Łomżę i Ostrołękę, do których pierwej ostrzeżenia dojść mogły, pędził swe konie wraz z kompanią ku Przasnyszowi, skąd na Pułtusk pragnął się przebrać do Warszawy".
Przed Przasnyszem patrol szwedzki odebrał czeladzi Kmicicowej całe stado koni pędzone w tabunku, dając w zamian nic nie warte pokwitowanie. Po noclegu w Przasnyszu udał się Kmicic przez Pułtusk, Warszawę, do Częstochowy.
Hipotetyczna nazwa i budowa karczmy „Pokrzyk”
Nazwa karczmy „Pokrzyk” mogła pochodzić od wieloletniej rośliny o botanicznej nazwie pokrzyk wilcza jagoda, zwanej dawniej krzykawiec, lub wisielec, występującej w lasach, zaroślach, porębach. Korzeniowi pokrzyku przypisywano czarodziejskie właściwości leczniczej byliny występującej głównie w obszarze śródziemnomorskim o nazwie mandragora (w Polsce nie rośnie). Jej zgrubiały, rozgałęziony widłowo korzeń przy wyciąganiu z ziemi wydawał przeraźliwy wrzask, a kształtem często przypominał postać ludzką. Przy braku takiego kształtu szarlatani sprzedający dawniej ów korzeń naiwnym uczłowieczali jego kształt scyzorykiem. W/g tradycji średniowiecznej mandragora miała wyrastać tylko pod szubienicą z soków nasiennych wisielca. Rosnącej mandragory nie dotykano, ani nie wyrywano własnoręcznie. Posługiwano się tu głodzonym przez trzy dni psem, któremu do ogona przywiązywano roślinę. Pies zwabiony kawałkiem mięsa, wyrywał roślinę, sam ginąc od przeraźliwego wrzasku wydawanego podczas wyrywania przez roślinę. Wierzono, że przy pomocy mandragory czarodziejka zamieniała ludzi w zwierzęta, można było przepowiedzieć przyszłość i odnaleźć ukryte w ziemi skarby.
Karczma „Pokrzyk” pod Wąsoszem swoją budową mogła przypominać karczmy jakie widział Sienkiewicz na Podlasiu zbierając materiały do swoje powieści „Potop”. Na środku karczmy była brama
z przejazdem na przestrzał do obszernego stanu, przystawionego
prostopadle z tyłu do karczmy. Myślę, że „Pokrzyk” posiadał dwie izby gościnne, ponieważ i Kmicic i Rzędzian zamierzali początkowo w niej nocować. Również izba karczemna była sporych rozmiarów. W bitwie w tej izbie brało udział około 25 osób:
Kmicic, Soroka (wachmistrz), Biłous, Kiemlicz (ojciec), Kosma i Damian (synowie, bliżniacy) 6 osób
Józwa Butrym, kompani (żołnierze, laudańscy) ~10 osób Rzędzian z Wąsoszy, 8 czeladzi 9 osób
Stajnia z wozownią również mogła być okazałych rozmiarów. Gdyby doszło do noclegu Kmicica i Rzędziana w karczmie "Pokrzyk" to stajnia z wozownią powinna pomieścić:
1 brykę + 4 konie, 2 wozy + 4 konie, oraz 8 koni czeladzi od Rzędziana.
3 konie Kmicica, 3 konie Kiemlicza i kilkanaście koni luźnych (na sprzedaż),
Razem w stajni z wozownią mogło się znaleść ponad 20 koni, 1 bryka i 2 wozy (dobrze pakowne).
Autor ekranizacji powieści Henryka Sienkiewicza „Potop” Jerzy Hoffman usunął z filmu wątek spotkania Kmicica z Rzędzianem w karczmie „Pokrzyk”, a bitwę Kmicica z podjazdem Wołodyjowskiego przeniósł do puszczy, gdzie Kmicic przechodził rekonwalescencję po ciężkim zranieniu przez Bogusława Radziwiłła.