RZĘDZIAN z WĄSOSZY
Rzędzian to fikcyjna drugoplanowa postać literacka występująca w powieściach historycznych Henryka Sienkiewicza „Ogniem i mieczem” i „Potop”. Akcja powieści „Ogniem i mieczem” rozgrywa się w latach 1648-1651 (powstanie Kozaków Zaporoskich i chłopstwa ruskiego pod przywództwem Bohdana Chmielnickiego przeciwko Rzeczypospolitej). Rzędzian jest pachołkiem jednego z głównych bohaterów powieści Jana Skrzetuskiego. Druga z powieści „Potop” obejmuje okres najazdu szwedzkiego na Polskę z lat 1655 – 1660. Rzędzian występuje już nie jako pachołek, ale żołnierz uczestniczący w wojnie obok głównych bohaterów powieści, dawnych towarzyszy z okresu powstania Chmielnickiego.
Rzędzian urodził się ok. 1632 r. w rodzinie drobnej szlachty osiadłej w Rzędzianach na Podlasiu, wsi położonej na trasie Białystok – Tykocin. Rodzina młodego Rzędziana od 50 lat procesowała się z sąsiadami Jaworskimi
„o gruszę, co na miedzy stoi i w połowie nad Jaworskich gruntami, a w połowie nad naszymi ma gałęzie. Owóż jak ją Jaworscy trzęsą, to i nasze gruszki opadają, a dużo idzie na miedzę. Oni tedy powiadają, że te, co na miedzy leżą, to ich, a my…”
Zapewne spór sądowy rozpoczął dziadek który w 1848 r. miał już 90 lat. Gdy zabrakło środków na dalsze procesowanie rodzice wysłali 16-letniego syna na służbę.
„jak mnie z domu rodziciele wyprawiali, tak mnie dziaduś(90 lat) przeżegnał i powiada: „Pamiętaj, kpie, żeś szlachcic, i ambicję miej, wiernie służ, ale poniewierać się nie daj. Mówił też, że jak szlachcic po chłopsku sobie postąpi, to Pan Jezus płacze. A jam spamiętał termin i tego się wystrzegam”.
Jan Skrzetuski żołnierz księcia Wiśniowieckiego brał udział w tłumieniu powstania kozackiego. Rozłąka z ukochaną Heleną Kurcewiczówną spowodowała, że Skrzetuski ciągle był zaniepokojony losem ukochanej i powierzał swemu pachołkowi Rzędzianowi różne misję mające na celu zapewnienie jej bezpieczeństwa. Rzędzian przemierzył Rzeczypospolitą od Dniepru do Sanu, wykonując ważne dla swego pana i niebezpieczne zadania, początkowo w roli posłańca z listami Skrzetuskiego do Heleny, następnie jako inicjator uwolnienia Heleny z niewoli Bohunowej i przewiezienia jej w bezpieczne miejsce. Ostatecznie Jan poślubił Helenę, a Rzędzian trzymał do chrztu w drugą parę najstarszego z ich synów. W „Potopie” widzimy już Rzędziana jako rycerza biorącego udział w wojnie ze Szwedami. Po raz ostatni nasz bohater pojawia się w bitwie nad Sanem pod Jarosławiem, gdzie na czele wszystkich (trzysta koni) leciał z szablą wzniesioną nad głową i ogniem w źrenicach pan dzierżawca z Wąsoszy, Rzędzian.
1. Powrót Skrzetuskiego z Krymu. Spotkanie z Chmielnickim.
Skrzetuski poznaje miłość swego życia Helenę Kurcewiczównę. Rzędzian w roli posłańca Skrzetuskiego do Heleny.
2. Przygody Rzędziana w Czehrynie, Czerkasach i Huszczy. Spotkanie Rzędziana ze Skrzetuskim pod Zasławiem.
3. Rzędzian odwiedza rodziców. Spotkanie Rzędziana z Bohunem we Włodawie.
Bohun ujawnia Rzędzianowi miejsce uwięzienia Heleny.
4. Wyprawa do jaru nad Waładynką w celu uwolnienia Heleny. Uczta u pułk. kozackiego Burłaja.
Uwolnienie Heleny z niewoli Bohunowej.
5. Powrót do Zbaraża. Ucieczka Rzędziana z Heleną do Zamościa. Przygoda z podjazdem kozackim Dońca.
6. Rzędzian odnajduje swego pana w Toporowie i przekazuje wiadomość o uwolnieniu Heleny.
Spotkanie Skrzetuskiego z Heleną i wspólna podróż do Lwowa na wesele.
7. Spotkanie Rzędziana z Kmicicem w karczmie „Pokrzyk” pod Wąsoszem.
8. Bitwa w karczmie „Pokrzyk”.
9. Rzędzian u konfederatów w Szczuczynie.
10. Obóz pod Białymstokiem.
11. Lwów. Szarża Rzędziana w bitwie pod Jarosławiem.
12. Zakończenie legendy o Rzędzianie.
(1) Powrót Skrzetuskiego z Krymu.
Spotkanie Skrzetuskiego z Chmielnickim.
Skrzetuski poznaje miłość swego życia Helenę Kurcewiczównę.
Rzędzian w roli posłańca Skrzetuskiego do Heleny.
Z osobą Rzędziana spotykamy się przed wybuchem powstania Chmielnickiego (1648 r.), kiedy to Jan Skrzetuski namiestnik chorągwi pancernej J.O. księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (od 1646 r. wojewody ruskiego) odbywa podróż na Krym do chana tatarskiego z listem od J.O. księcia Jeremiego. W drodze powrotnej w stepie na Dzikich Polach nad rzeczką Omelniczkiem, prawym dopływie Dniepru, Skrzetuski ratuje Bohdana Zenobi Chmielnickiego (późniejszego przywódcę powstania) z zasadzki jaką zastawił na niego watażka Chwedko nasłany przez podstarościego czehryńskiego Czaplińskiego. Nazajutrz z rana Skrzetuski przybywa do Czehryna (od 1649 r. jedna z głównych siedzib Chmielnickiego).
„Nazajutrz z rana przybywszy do Czehryna pan Skrzetuski stanął w mieście w domu księcia Jeremiego, gdzie też miał kęs czasu zabawić, aby ludziom i koniom dać wytchnienie po długiej z Krymu podróży”
Po kilku dniach odpoczynku Skrzetuski rusza w stronę Łubniów (posiadłość księcia Wiśniowieckiego). Trzy mile przed Rozłogami (posiadłość Kurcewiczów) spotyka stojące na drodze przy uszkodzonej kolasce dwie bezradne damy powracające z Czerkas do Rozłóg: Helenę Kurcewiczównę córkę po Wasylu Kurcewiczu i jej opiekunkę wdowę po młodszym bracie kniaziu Konstantynie Kurcewiczu. Skrzetuski zakochuje się w pięknej Helenie z wzajemnością.
Przybywszy do Łubniów Skrzetuski zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa w jakim mogła znaleźć się Helena pozostając w Rozłogach pod opieką ludzi nad którymi dominował straszliwy watażka kozak Bohun podkochujący się w Helenie bez wzajemności. Skrzetuski postanawia wysłać na przeszpiegi do Rozłóg swojego pachołka Rzędziana:
"Miał on pacholika Rzędziana, szlachcica chodaczkowego z Podlasia, lat szesnastu, ale franta kutego na cztery nogi, z którym niejeden stary wyga nie mógł iść o lepsze, i tego postanowił wysłać do Heleny oraz na przeszpiegi. Skończył się też już był luty; deszcze przestały lać, marzec zapowiadał się dość pogodnie i drogi musiały się nieco poprawić. Wybierał się więc Rzędzian w drogę. Pan Skrzetuski zaopatrzył go w list, papier, pióra i flaszkę inkaustu, której kazał mu jak oka w głowie pilnować, bo pamiętał, że tych rzeczy nie masz w Rozłogach. Miał także chłopak polecenie, by nie powiadał, od kogo jest, by udawał, że do Czehryna jedzie, i pilnie na wszystko zwracał oko, a zwłaszcza wywiedział się dobrze o Bohunie, gdzie jest i co porabia. Rzędzian nie dał sobie dwa razy instrukcji powtarzać, czapkę na bakier nasunął, nahajem świsnął i pojechał".
Pomimo młodego wieku (16 lat) Rzędzian uchodził za franta kutego na cztery nogi, z którym niejeden stary wyga nie mógł konkurować. Do Zagłoby uchodzącego za mistrza w wymyślaniu forteli Wołodyjowski mówił:
„ Waćpanu fortelów nie brak, ale on jeszcze chytrzejszy”
Po kilku dniach Rzędzian wraca z wzorowo wykonanym zadaniem:
„Tymczasem upłynęło dni dziesięć, a Rzędziana nie było widać z powrotem”.
„Łatwo więc sobie wyobrazić radość pana Jana, gdy pewnego dnia o świcie wszedł do jego kwatery Rzędzian, zabłocony, zmęczony, wymizerowany, ale wesół i z dobrą wieścią wypisaną na czole. Namiestnik jak się zerwał wprost z łoża, tak przybiegłszy do niego chwycił go za ramiona i krzyknął:
— Listy masz?
— Mam, panie. Oto są”.
Po przeczytaniu listu od Heleny, Skrzetuski zaczął przepytywać Rzędziana o wszystko. Sprytny pachołek zdał mu dokładnie sprawę z całej podróży:
„ Przyjęto go uczciwie. Stara kniahini wybadywała go o namiestnika, a dowiedziawszy się, że był rycerzem znakomitym i księcia poufnym, a przy tym człowiekiem zamożnym, rada była”.
„powiedziałeś, że ja cię przysłałem?
— Powiedziałem, bom obaczył, że można, i zaraz jeszcze wdzięczniej mnie przyjęli, a szczególniej panna, która jest tak cudna, jak drugiej na świecie nie znaleźć. A dowiedziawszy się, że od jegomości jadę, już też nie wiedziała, gdzie mnie posadzić, i gdyby nie post, opływałbym we wszystko jako w niebie. Czytając list jegomościn, łzami go oblewała od radości”.
"Oni też Bohuna do Perejesławia zaraz wyprawili, więc jakem się o tym dowiedział, tak sobie myślę: czemu bym i ja nie miał do Perejesławia dotrzeć. Bedzie ze mnie pan kontent, to mnie barwa prędzej dojdzie...
- Dojdzie cię na nową ćwierć. To byłeś i w Perejesławiu?
- Byłem. Alem Bohuna tam nie znalazł..
„Chciałem się koniecznie czegoś dowiedzieć o Bohunie, aleć tylko tyle mi powiedziano, że się na ruski brzeg przeprawił. Ano! myślę sobie: kiedy tak, to nasza panienka od niego bezpieczna - i wróciłem.
— Dobrześ się sprawił.”
Wkrótce Rzędzian wyruszył z kolejnym listem do Rozłóg. Płynąc Dnieprem ze swoim panem zatrzymali się na nocleg w twierdzy Kudak (najbardziej wysunięta na wschód twierdza Rzeczypospolitej). Skrzetuski wiózł pozorowany list księcia Wiśniowieckiego do atamana koszowego Kozaków zaporoskich w Siczy (ufortyfikowany obóz kozacki, zakładany od XVI w. na różnych wyspach Dniepru) z zadaniem zebrania informacji o działaniach Chmielnickiego. Przed spoczynkiem Skrzetuski zaniepokojony losem Heleny okazywał zdenerwowanie, na co zwrócił uwagę Rzędzian. W rozmowie Skrzetuski powie:
„do Rozłogów listy zawieziesz, na których mnie więcej, niż na samym żywocie zależy. Powiesz tam jejmości i kniaziom, by zaraz, bez najmniejszej zwłoki, panienkę do Łubniów odwieźli, bo ich inaczej rebelia zaskoczy — sam też dopilnujesz, by się to stało.
Ważną ci funkcyą powierzam, przyjaciela godną, nie sługi.
— To niech jegomość kogo innego wyszle; z listem każdy pojedzie.
— A kogo ja tu mam zaufanego? czyś zgłupiał! To ci powtarzam: uratuj mi podwakroć życie, a jeszcze mi takowej przysługi nie oddasz, gdyż w męce żyję, myśląc, co może się stać, i od boleści skóra na mnie potnieje.”
(2) Przygody Rzędziana w Czehrynie, Czerkasach i Huszczy.
Spotkanie Rzędziana ze Skrzetuskim pod Zasławiem.
Rzędzian z listami dopłynął z Kudaku do Czehryna. Tu kontrolę pasażerów przeprowadzał Bohun. Obecny przy tym Zagłoba nic nie wiedząc o rywalizacji Skrzetuskiego i Bohuna w zabiegach o rękę Heleny nieświadomie zdemaskował Rzędziana:
"O, jak mnie Bóg miły! Toż to pachołek pana Skrzetuskiego!"
Pomimo przebiegłości Rzędziana, Bohun domyślił się jego misji i odebrał mu listy. Po przeczytaniu listów przez Zagłobę (Bohun nie umiał czytać), ten drugi wpadł w szał i uderzył Rzędziana:
"Obuch zawarczał w jego ręku i nieszczęsny pacholik, uderzony wprost w piersi, jęknął tylko i zwalił się na podłogę".
Zagłoba zajął się poturbowanym Rzędzianem, położył bezpiecznie w stajni, a sam pojechał z rozwścieczonym Bohunem do Rozłóg licząc na załagodzenie sytuacji.
"Nie ulegało wątpliwości, że Bohun zamierzał na Kurcewiczów napaść, krzywdę swą pomścić i dziewczynę przemocą zabrać".
Tak też uczynił. Zamordował opiekunkę Heleny, kniahinię i jej dwóch synów kniaziów Symeona i Mikołaja. Sam został też ranny w walce z kniaziami. Zagłoba wykorzystując niedyspozycję Bohuna wywiózł Helenę z Rozłóg do Baru, pozostawiając pod opieką pani Sławoszewskiej i mniszek. Po zajęciu Baru przez Kozaków, Bohun porywa Helenę, wywozi do Czartowego Jaru pod Raszkowem i pozostawia pod nadzorem wiedźmy Horpyny.
Poturbowanego Rzędziana leżącego w stajni, znajdują ludzie Chmielnickiego. Biorąc go za swojego, opatrują i chronią przed Tatarami. Pod Korsuniem silny oddział kozacki Chmielnickiego pod dowództwem Krzywonosa zastawił zasadzkę i rozgromił oddziały polskie, biorąc do niewoli dwóch hetmanów, Potockiego i Kalinowskiego. Spod Korsunia Kozacy zwozili do Czehrynia zrabowane tam różne bogactwa (makaty, rzędy, srebra, kredensy, klejnoty), odsprzedając je za bezcen. Rzędzian nie przepuścił okazji i niemało tych dóbr nakupił „że na dwa konie ładować musiał”. Gdy w Suchorzyńcach Skrzetuski powie „Oj, Rzędzian, zawsześ jednaki! Ze wszystkiego musisz mieć korzyść” Rzędzian odpowie: „że mnie Bóg pobłogosławił, to cóż złego? Ja przecie nie kradnę,”
Gdy Rzędzian dowiedział się o pobycie rannego Bohuna w Czerkasach udał się tam i opiekował poranionym, licząc na zdobycie informacji o Helenie. Bohun wdzięczny za opiekę obdarzył go całkowitym zaufaniem i opowiedział o pogromie jakiego dokonał w Rozłogach. Po wyzdrowieniu Bohuna, Rzędzian udał się do Huszczy, gdzie „.połowę swojego dobra zakopał, a z połową” uciekł w kierunku Zasławia, by w pobliskich Suchorzyńcach nad rzeką Chomorą odnaleźć Skrzetuskiego, którego chorągwie obozowały tu po zwycięskiej bitwie wojsk księcia Wiśniowieckiego z wojskami Krzywonosa:
„— Pójdź tu do mnie, niech cię uścisnę!
Wierny pacholik przypadł do pana i za kolana objął, a zaś pan Skrzetuski całował go w głowę z radością wielką i powtarzał:
— Żyw jesteś! Żyw jesteś!
— O mój jegomość! Od radości mówić nie mogę, że też jegomościne ciało jeszcze w zdrowiu oglądam… O dla Boga!…”
Po postoju w Suchorzyńcach, chorągwie Skrzetuskiego udały się do Zbaraża:
„Jechał więc pan Skrzetuski na czele chorągwi książęcych do Zbaraża, nie do Tarnopola, bo przyszedł nowy ordynans, że tam ma iść, a po drodze opowiadał wiernemu pacholikowi swoje własne przygody, jako w niewolę na Siczy był pojman, jako długo w niej przebył i ile przecierpiał, zanim go Chmielnicki wypuścił.
W Zbarażu zjazd był wielki. Książę Jeremi zatrzymał się tam z całym wojskiem, a prócz tego zjechało się żołnierstwa i szlachty niemało”.
W Zbarażu do kwatery Skrzetuskiego przybywają:
„….stary Zaćwilichowski, a z nim mały Wołodyjowski, pan Longinus Podbipięta i pan Zagłoba. Zasiedli za stołem, a wtem Rzędzian wszedł do izby niosąc kusztyki i antałek”.
„— On — zawołał pan Skrzetuski — to frant na cztery nogi kuty. U Kozaków łup wykupował, a co ma, tego byśmy obaj z waćpanem nie kupili, choćbyś waćpan wszystkie swoje posiadłości w Turczech sprzedał.
— To tak? — rzekł pan Zagłoba. — Trzymajże sobie mego talara i rośnij, lube drzewko, bo jeśli nie na Bożą Mękę, to choć na szubienicę się przydasz. Dobrze temu pachołkowi z oczu patrzy. (Tu pan Zagłoba chwycił za ucho Rzędziana i targając je lekko, mówił dalej). Lubię frantów i toć prorokuję, że wyjdziesz na człowieka, jeśli bydlęciem nie zostaniesz.”
(3) Rzędzian odwiedza rodziców.
Spotkanie Rzędziana z Bohunem we Włodawie.
Bohun ujawnia Rzędzianowi miejsce uwięzienia Heleny.
Rzędzian odkupione od Kozaków łupy odwiózł rodzicom do Rzędzian. Powracając przez Białą i Włodawę spotkał we Włodawie Bohuna poranionego w Lipkowie przez Wołodyjowskiego. Dowiedział się, że Helena znajduje się z polecenia Bohuna pod nadzorem siostry Dońca czarownicy Horpyny i jest ukryta w jarze nad Waładynką, niedaleko Raszkowa (lewy brzeg Dniestru na wschodnim Podolu). Bohun mając pełne zaufanie do Rzędziana zaopatrzył go w piernacz i pierścień prosząc aby pojechał i przekazał Horpynie polecenie przewiezienia Heleny do monasteru Świętej-Przeczystej w Kijowie, gdzie sam zamierzał udać się po przyjściu do zdrowia. Kilka tygodni później w kwaterze Zagłoby na zamku w Zbarażu Rzędzian opowiada swoje przygody Wołodyjowskiemu, Podbipięcie i Zagłobie.
„Waszmościowie pamiętają, jako to przyszła wiadomość o wzięciu Baru, co to nam się zdawało, że już po pannie?”„Tak tedy wróciłem do domu, żeby rodzicielom odwieźć, com przy pomocy bożej zebrał między zbójami,”„Musiałem dziadusiowi przysiąc, żem uczciwą drogą do tego przyszedł. Dopieroż się ucieszyli…”
„No! czas i mnie będzie Bohuna poszukać i za moją krzywdę mu zapłacić. Spuściłem się rodzicielom z sekretu i dziadusiowi, a on, jako to fantazja u niego dobra, mówi: „Kiedyś poprzysiągł, to idź, bo inaczej będziesz kiep”. Więc ja poszedłem, bom sobie i to jeszcze myślał, że jak Bohuna znajdę, to się o pannie, jeśli żywa, może coś dowiem, a potem, jak go ustrzelę i do mego pana z nowiną pojadę, to też nie będzie bez nagrody.”
(4) Wyprawa do jaru nad Waładynką w celu uwolnienia Heleny.
Uczta u pułkownika kozackiego Burłaja.
Uwolnienie Heleny z niewoli Bohunowej.
Zagłoba, Wołodyjowski i Rzędzian postanawiają Helenę uwolnić i wyruszają do jaru nad Waładynką pod Raszkowem. W drodze w Jampolu zostają przyjęci przez przyjaciela Bohuna, pułkownika Burłaja, który tu z wojskiem niżowym i czernią oczekiwał na Tatarów budziackich. Burłaj dowiedziawszy się, że Bohun żyje i na Wołyń zdąża, ucztę z radości wysłańcom wydał i sam się na niej upił:
„Obawiał się, było, pan Zagłoba, ażeby Rzędzian podpiwszy nie wygadał się z czym niepotrzebnym, ale pokazało się, że szczwany jak lis pachołek tak się umiał obracać, że mówiąc prawdę wówczas tylko, gdy ją można było powiedzieć, sprawy przez to nie narażał, a tym większą ufność zyskiwał.”
„Wy mówcie, czego wam potrzeba! Mołojców czy koni? — tak ja wam dam, żeby się wam gdzie z powrotem krzywda nie stała”.
„— Dam wam takie, że ich i bachmaty chanowe nie dogonią.
Wtem Rzędzian odezwał się nie tracąc sposobnej pory:
— I hroszi mało nam daw ataman, bo sam ne maw, a za Bracławiem miara owsa talara”.
„ Tymczasem, jadąc, rozmawiali”
„— Co za szelma na cztery nogi kuta! — wykrzyknął zwracając się do Wołodyjowskiego pan Zagłoba. — Myślałem, że razem ze mną i fortele moje pójdą do trumny, ale widzę, że to frant jeszcze większy. Toż my przez chytrość tego pachołka uwolnimy naszą kniaziównę od Bohunowej niewoli za Bohunowym pozwoleniem i na Burłajowych koniach! Widziałże kto kiedy podobną rzecz? A na pozór trzech groszy byś za tego pachołka nie dał.”
Dotarłszy pod Raszków dochodzi do spotkania w jarze nad Waładynkę z czarownicą Horpyną. Przybysze uwiarygodniają się okazaniem piernacza, noża i pierścienia danych Rzędzianowi przez Bohuna. Horpyna zgadza się na oddanie Heleny, ale postanawia razem z nimi odjechać. Rzędzian w obawie, że czarownica zorientuje się, że nie jadą do Kijowa zastrzelił czarownicę, a Zagłoba ciął szablą jej strażnika Czeremisa. Helenę Kurcewiczównę odnajdują w głębi komnaty pokrytej aksamitami i złotogłowiem.
(5) Powrót do Zbaraża.
Ucieczka Rzędziana z Heleną do Zamościa.
Przygoda z podjazdem kozackim Dońca.
Wołodyjowski, Zagłoba, Rzędzian i Helena w drodze powrotnej do Zbaraża za Płoskirowem zostają zauważeni przez Tatarów. Wołodyjowski i Zagłoba przyjmują na siebie pogoń czambułu tatarskiego, a Rzędzian z Heleną zjeżdżają z gościńca umykają w wąską drogę leśną. Z opresji Wołodyjowskiego i Zagłobę wybawiają wojska Kuszela i Roztworowskiego wspomagane dragonami Wołodyjowskiego. Do Zbaraża wracają bezpieczni, ale zaniepokojeni losem Heleny:
„W dwie godziny później pan Zagłoba, napojony i nakarmiony należycie, siedział na wygodnej kulbace wśród dragonów Wołodyjowskiego, a obok niego jechał mały rycerz i tak mówił:
— Jużże się waćpan nie martw, bo choć do Zbaraża razem z kniaziówną nie przyjedziemy, ale gorzej by było, gdyby wpadła w pogańskie ręce…”
„— Głowa też Rzędziana w tym, aby się między Zbarażem a Konstantynowem, póki czas, przemknął i nie pozwolił się pułkom Chmielnickiego albo chanowym czambułom ogarnąć. I widzisz waść, mocno ja ufam, że on to potrafi.
— Dajże tak, Boże!
— Chytry to jest pachołek jak lis. Waćpanu fortelów nie brak, ale on jeszcze chytrzejszy. Siłaśmy głowy nałamali, jak dziewczynę ratować, i w końcu ręce nam opadły, a przez niego wszystko się naprawiło. Będzie się on teraz wyślizgiwał jak wąż, gdyż i o własną skórę mu chodzi."
Tymczasem Rzędzian uciekając z Heleną wpadł na podjazd kozacki Dońca, brata Horpyny. Nie do końca przekonany Doniec, co do szczerości opowieści Rzędziana nalegał na pozostawienie Heleny pod opieką Chmielnickiego. Z opresji wybawił ich pan Pełka, który z wojskiem królewskim rozbił podjazd Dońcowy i odprowadził ich do Zamościa, gdzie zajął się nimi ksiądz Cieciszowski i powierzył Helenę opiece żonie kasztelana sandomierskiego Witowskiego.
(6) Rzędzian odnajduje swego pana w Toporowie i
przekazuje wiadomość o uwolnieniu Heleny.
Spotkanie Skrzetuskiego z Heleną i
wspólna podróż do Lwowa na wesele.
Swego pana Rzędzian odnajduje w Toporowie w nienajlepszym stanie zdrowia. Do Toporowa Skrzetuski przedarł się z oblężonego Zbaraża. Przybył do króla Jana Kazimierza, z prośbą od księcia Jeremiego Wiśniowieckiego o pomoc oblężonemu miastu:
"Spał dni kilka, a i po przebudzeniu nie opuszczała go jeszcze zła gorączka — i długo jeszcze majaczył,
Przez serca wycięte w okiennicach wpada do izby wiązka jasnego światła i oświeca doskonale twarz pachołka pełną troskliwości i współczucia…
— Rzędzian! — woła nagle pan Skrzetuski.
— O mój jegomość! że też już jegomość mnie poznał! — wykrzykuje pachołek i przypada do nóg pańskich. — Myślałem, że już jegomość nigdy się nie rozbudzi…
Nastała chwila milczenia — słychać było tylko szlochanie pachołka, który wciąż ściskał nogi pańskie.
— Gdziem jest? — pyta pan Skrzetuski.
— W Toporowie… Jegomość ze Zbaraża do króla jegomości przyszedł…"
Rzędzian przekazuje Skrzetuskiemu wiadomość o uratowaniu Heleny używając wielu forteli aby ta wiadomość nie pogorszyła jego stanu zdrowia.
„— Ej, mój jegomość, żeby nie ten ksiądz… Ale to tak powiada: ja muszę z królem jegomością pod Zbaraż jechać, a ty (powiada do mnie) pana pilnuj, jeno mu nie mów nic, bo dusza z niego wyjdzie.”
„— Bo widzi jegomość, jak nas orda wsparła, tak już nie było żadnej rady; więc oni się we dwóch całemu czumbułowi zastawili, a ja uciekłem i nie oparłem się aż w Zamościu.
— Szczęście, że nie zginęli — rzekł Skrzetuski — ale myślałem, żeś lepszy pachołek. Zali godziło ci się opuszczać ich w takiej opresji?
— Ej, mój jegomość, żeby to my byli sami, we trzech, pewno bym ja ich nie opuścił, bo mi się serce krajało, aleśmy we czworo byli… więc oni rzucili się na ordę, a mnie sami kazali… ratować… Żebym to ja był pewny, że jegomości radość nie zabije… bo to my za Jampolem… znaleźli… ale że ksiądz…”
„— Kto z tobą był? — krzyczał Skrzetuski i chwyciwszy za ramiona Rzędziana trząść nim począł i sam trząsł się jak w febrze, i gniótł pachołka w żelaznych rękach.
— To już powiem! — wołał Rzędzian. — Niech ksiądz robi, co chce: panna z nami była, a teraz jest przy pani Witowskiej.
Skrzetuski zesztywniał, zamknął oczy i głowa jego opadła ciężko na poduszki.
— Rety! — wołał Rzędzian. — Pewno jegomość ostatnią parę puścił! Rety, com ja uczynił!… lepiej mi było milczeć. O dla Boga! jegomość najdroższy, niech no jegomość przemówi… Dla Boga! słusznie ksiądz zakazywał… jegomość! hej, jegomość!…”
„…… Skrzetuski począł spiesznie przywdziewać szaty zostawione w darze przez króla i panów. Tylko raz w raz chwytał pachołka w ramiona i cisnął go do wezbranej piersi, a zaś pachołek opowiadał mu wszystko…..”.
Gdy już wszystko było wiadome Skrzetuski wyrusza na spotkanie ukochanej:
„w środku orszaku ukazała się kolaska ozdobniejsza od innych; oczy rycerzy ujrzały przez jej otwarte okna poważne oblicze sędziwej damy, a obok niej słodką i śliczną twarz Kurcewiczówny.”
„W orszaku poczęto wołać: „Stój! stój!” — uczynił się ruch i zamieszanie; tymczasem Kuszel z Wołodyjowskim prowadzili, a raczej wlekli Skrzetuskiego do karety, on zaś osłabł zupełnie i ciążył im coraz bardziej. Głowa zwisła mu na piersi i nie mógł już iść, i opadł na kolana przy stopniach kolaski.
Lecz w chwilę później silne a słodkie ramiona Kurcewiczówny podtrzymywały osłabłą i wynędzniałą głowę rycerza”.
„Usadzono Skrzetuskiego w karecie obok kniaziówny — i orszak ruszył dalej.”
„Jechali do Toporowa, a stamtąd do Tarnopola, gdzie się mieli z księciem Jeremim połączyć i razem z jego chorągwiami do Lwowa na wesele ruszyć.”
Podczas podróży Skrzetuski i Kurcewiczówna dowiedzieli się, że Bohun przebywa w niewoli u księcia. Bohun wbrew zawartemu układowi pokojowemu księcia z chanem, w sile trzystu koni zaatakował jazdę książęcą. Wołodyjowski wysiekł wszystkich do nogi, a Bohun dwa razy przez niego cięty, poszedł w łyka. Książę zamierza podarować Bohuna Skrzetuskiemu. Rzędzian słysząc te wieści wpada na pomysł zemsty na Bohunie za pohańbienie go w Czehrynie. Gdy orszak zatrzymał się w Grabowej na odpoczynek i pierwszy popas, Rzędzian postanawia wykorzystać słabość Skrzetuskiego do swojej osoby i prosi o podarowanie mu Bohuna z zamiarem zemsty za doznane upokorzenia. Skrzetuski stanowczo sprzeciwia się i zawstydza Rzędziana:
„W głosie pana Jana było tyle siły i woli, że pachołek od razu stracił wszelką nadzieję, więc tylko rzekł płaczliwym głosem:
— Jak on zdrów, to on i dwóm takim jak ja dałby rady, a jak chory, to mi się mścić nie przystoi — kiedyż ja mu za swoje zapłacę?
— Zemstę zostaw Bogu — rzekł Skrzetuski.
Późną już nocą rozjechali się zgromadzeni w dwie strony. Skrzetuski z kniaziówną i chorągwią Wołodyjowskiego do Tarnopola.”
Jest to ostatni epizod z życia Rzędziana w powieści „Ogniem i mieczem”.
Po zawarciu układu pokojowego [17.08.1649] przez króla polskiego Jana Kazimierza z Chanem Islam III Girejem Rzeczypospolita miała dwa lata spokoju. Państwo Jan i Helena Skrzetuscy zamieszkali w Burcu w ziemi łukowskiej na pograniczu województwa podlaskiego. Do wybuchu wojny ze Szwecją urodziło się im dwóch synów, Jaremko i Longinek, z których Jaremkę, do chrztu trzymał w drugą parę Rzędzian. Gdy Szwedzi zajęli Wielkopolskę (31.07.1655) Jan Skrzetuski wysłał żonę i synów Jaremka (5) i Longinka (4) do rodziny w Białowieży, a sam z Zagłobą, który u nich przebywał wyruszyli do Upity na Żmudzi, gdzie spotkali się z Wołodyjowskim.
Można przypuszczać, że Rzędzian brał udział w drugiej fazie wojny z Chmielnickim, bo jak pisze Sienkiewicz w Epilogu powieści „Ogniem i mieczem”, nikogo nie brakło z osób wchodzących do niniejszego opowiadania.
”W dwa lata później zerwała się znów cała Kozaczyzna do boju z Rzecząpospolitą. Wstał Chmielnicki silniejszy niż kiedykolwiek, a z nim szedł chan wszystkich ord — i ciż sami wodze, którzy już pod Zbarażem stawali.
Nikogo nie brakło z osób wchodzących do niniejszego opowiadania [Ogniem i mieczem]. Był książę Jeremi Wiśniowiecki z całą swą dywizją, w której po staremu służyli Skrzetuski i Wołodyjowski z wolentarzem Zagłobą”.
…………
(7) Spotkanie Rzędziana z Kmicicem
w karczmie „Pokrzyk” pod Wąsoszem.
Rzędzian pojawia się w 1655 r. jako jeden z drugoplanowych bohaterów powieści „Potop”. Jest już majętnym szlachcicem (dorobił się m.in. w czasie powstania Chmielnickiego) dzierżawiącym starostwo wąsoskie od wojewody mazowieckiego:
„ja starostwo wąsoskie dzierżawą trzymam od wojewody mazowieckiego”
„Rzędziana, jako dzierżawcę starostwa, zwali zwykle właśni jego ludzie starostą i on się sam tak nazywał w ważniejszych okazjach”.
"Jestem pan Rzędzian z Wąsoszy - rzekł z dumą".
W okresie kiedy Rzędzian był dzierżawcą w Wąsoszu, istniał tu folwark na 6 włókach wójtowskich. Zapewne należał do niego plac dworski który w/g inwentarza Starostwa Wiskiego (1572 r.) obejmował dawny teren zamkowy. Był to obszar położony nad rzeką Wissą pomiędzy młynem Nagórnym (okolica mostu na Wissie przy ul. Świetojańskiej), a rzeczką Gręską, na którym teren lgnący obejmujący 3,6 ha (6 morgów x 0,6 ha) przeznaczony był na pastwisko dla koni podstarościego, a teren suchy na ogród podstarościego (w Wąsoszu był podstarości, starosta był w Wiżnie). Na placu dworskim zapewne były budynki zbudowane na pozostałościach po zamku książęcym. W 1566 r., lustrator sugerował budowę na siedlisku pozamkowym tańszego dworu na potrzeby podstarościego, który w owym czasie urzędował gościnnie na plebani. Zabudowania dworskie w Wąsoszu uległy całkowitemu zniszczenie po bitwie pod Prostkami (już po wyjeździe Rzędziana z Wąsosza). Po wojnach szwedzkich w/g lustracji z 1660 r. w Wąsoszu pozostało tylko 150 mieszkańców, 44 wł. ziemi leżały odłogiem, z czterech młynów czynny był tylko jeden.
Po najeździe szwedzkim na Polskę Rzędzian (23 lata) cicho do sprzętów i omłotów siedział, następnie całą krescencję do Prus sprzedał i inwentarze, i wszelki statek, nie zapłacił ostatniej raty wojewodzie mazowieckiemu, od którego dzierżawę trzymał i wyruszył do Szczuczyna na spotkanie dawnych towarzyszy z okresu powstania Chmielnickiego. Za Wąsoszem w przydrożnej karczmie zwanej „Pokrzyk” poznaje się przypadkowo z głównym bohaterem powieści chorążym orszańskim Andrzejem Kmicicem. Kmicic podążając traktem z Prus do Warszawy zatrzymał się w bezpiecznej odległości od Szczuczyna aby przekazać przez pierwszą spotkaną pewną osobę list Wołodyjowskiemu, którego chorągiew stała w Szczuczynie, a którego nie chciał spotkać.
„Że słońce jeszcze nie zaszło, Kmicic wyszedł przed karczmę popatrzeć, kto przyjeżdża, bo był ciekaw, czy nie jaki podjazd szwedzki, ale zamiast Szwedów ujrzał brykę, za nią dwa wozy i ludzi zbrojnych około wozów.
Na pierwszy rzut oka łatwo było poznać, że to jakiś personat nadjeżdża. Bryka była zaprzężona w cztery konie, dobre, pruskie, o grubych kościach i malikowatych grzbietach, foryś siedział na jednym z lejcowych, trzymając dwa psy piękne na smyczy; na koźle woźnica, a obok hajduczek przybrany z węgierska, na tylnym zaś siedzeniu sam pan wsparty pod boki, z wilczurą bez rękawów, spinaną na rzęsiste złocone guzy.
Z tyłu szło dwa wozy, dobrze pakowne, a przy każdym po czterech czeladzi zbrojnych w szable i bandolety.
Sam pan był to człowiek bardzo jeszcze młody, choć personat, lat ledwie dwudziestu kilku. Twarz miał pucołowatą, czerwoną, a i na całej osobie znać było, że sobie na jadło nie żałował.
Gdy bryka stanęła, hajduczek skoczył rękę podawać, a pan ujrzawszy Kmicica stojącego w progu, kiwnął rękawicą i zawołał:
- A bywaj no, przyjacielu!
Kmicic zamiast się zbliżyć cofnął się do karczmy, bo go nagle złość wzięła. Nie przywykł jeszcze ani do szarej świty, ani do tego, by nań kiwano rękawicą. Wróciwszy tedy, siadł za stołem i wziął się znowu do jadła. Nieznajomy pan wszedł w ślad za nim.
Wszedłszy przymrużył oczy, bo w izbie mroczno było, gdyż tylko na kominie palił się niewielki ogień.
- A czemu to nikt nie wychodzi, gdy zajeżdżam? - rzekł nieznajomy pan.
- Bo karczmarz poszedł do komory - odparł Kmicic - a my podróżni jako i wasza mość.
- Dziękuję za konfidencję.”
"A co za podróżny?
- Szlachcic z końmi jadący.
- A kompania takoż szlachta?
- Chudopachołcy, ale szlachta.
- Tedy czołem, czołem, mopankowie. Dokąd Bóg prowadzi?
- Z jarmarku na jarmark, byle tabunku zbyć.
- Jeżeli tu nocujecie, to jutro po dniu obejrzę, może i ja co wybiorę. A tymczasem pozwólcie, mopankowie, przysiąść się do stołu".
Podczas rozmowy Rzędzian niby dobrodusznie wypytując Kmicica, bada go po której stoi stronie w konflikcie szwedzko-polskim. Kmicic ujawnia Rzędzianowi, że posiada list do przekazania pułkownikowi chorągwi konfederackiej stojącej w Szczuczynie. Ponieważ nie chce przekazać listu osobiście, spotyka się z podejrzliwością Rzędziana, który otwarcie wyznaje swoją wrogość wobec Szwedów i niezrozumienie dlaczego Kmicic unika chorągwi konfederackich. Rzędzian wykazuje się dużą wiedzą o sytuacji w okupowanym przez Szwedów kraju, opowiadając się zdecydowanie po stronie króla Jana Kazimierza. Spotyka się z uznaniem Kmicica
"- Wasza mość - rzekł Kmicic - widzę, nie lepiej Szwedom ode mnie życzy?
Nieznajomy pan obejrzał się jakby z pewnym strachem wokoło, ale wprędce uspokoił się i tak dalej mówił:
- Życzę im, żeby ich mór wytłukł, i tego przed waszecią nie ukrywam, gdyż widzi mi się, żeś poczciwy, a choćbyś i nie był poczciwy, to mnie nie zwiążesz i Szwedom nie odwieziesz, bo się nie dam mając zbrojną czeladzi szablę przy boku.
- Możesz wasza mość być pewien, że tego nie uczynię; owszem: po sercu mi waścina fantazja".
Rzędzian wyjawia Kmicicowi przyczyny wyjazdu z Wąsosza:
„Już i to mi się podoba, żeś waszmość nie wahał się substancji zostawić, na której nieprzyjaciel mścić się nie omieszka. Bardzo się chwali taka życzliwość ku ojczyźnie.
Kmicic mimo woli począł mówić tonem protekcjonalnym, jak zwierzchnik do podwładnego, nie zastanowiwszy się, że takie słowa mogły się dziwnie wydawać w ustach szlachetki - koniuchy, ale widocznie i młody pan nie zwrócił na to uwagí, bo począł tylko chytrze mrugać oczyma i odrzekł:
- Albo ja głupi? U mnie pierwsza reguła, żeby moje nie przepadło, bo co Pan Bóg dał, to trzeba szanować. Siedziałem cicho do sprzętów i omłotów. Dopieroż, jakem całą krescencję do Prus sprzedał i inwentarze, i wszelki statek, tak pomyślałem sobie: czas w drogę! Niechże się teraz na mnie mszczą, niech mi zabierają, co im do smaku przypadnie.
- Zawsze zostawiłeś wasza mość ziemię i budynki.
- Ba, kiedy ja starostwo wąsoskie dzierżawą trzymam od wojewody mazowieckiego, a właśnie mi się kontrakt skończył. Jeszczem ostatniej raty nie zapłacił i nie zapłacę, bo jako słyszę, i pan wojewoda mazowiecki ze Szwedem trzyma. Niechże mu za to rata przepadnie. a mnie się gotowy grosz przyda.”
„- Bodajże waszmości! Widzę, żeś nie tylko mężny kawaler, ale i roztropny!”
Rzędzian zachęca Kmicica do pójścia do konfederatów na Podlasie, proponując mu swoją opiekę i korzyści jakie może przy okazji zyskać.
„- Chceszli być moim rękodajnym? Szablę będziesz za mną nosił i nad czeladzią miał dozór.
Kmicic nie wytrzymał i parsknął szczerym, wesołym śmiechem, aż mu wszystkie zęby. Zabłysły.”
„- Wasza mość wybaczy - rzekł wesoło Kmicic - bo właśnie nie wiem, przed kim stoję.
Młody pan wziął się w boki:
- Jestem pan Rzędzian z Wąsoszy - rzekł z dumą".
(8) Bitwa w karczmie „Pokrzyk”
Rozmowę Rzędziana z Kmicicem przerwało przybycie do karczmy „Pokrzyk” podjazdu Wołodyjowskiego (około 10 jeźdźców) na czele z Józwą Butrymem zw. Beznogim. Rzędzian dowiaduje się od Butryma, że w Szczuczynie z Wołodyjowskim jest Skrzetuski, dawny jego pan.
„- Czyi to ludzie? - spytał Rzędzian.
- A ktoś waćpan sam?
- Starosta z Wąsoszy.
Rzędziana, jako dzierżawcę starostwa, zwali zwykle właśni jego ludzie starostą i on się sam tak nazywał w ważniejszych okazjach”
„. - Czyi ludzie? - powtórzył Rzędzian biorąc się w boki.
- Laudańscy, z chorągwi dawniej billewiczowskiej, a dziś pana Wołodyjowskiego.
- Dla Boga! to pan Wołodyjowski jest w Szczuczynie?
- Osobą swoją i z innymi pułkownikami, którzy ze Żmudzi przyszli.
- Bogu chwała, Bogu chwała! - powtórzył uradowany pan starosta.
-A jacyż to pułkownicy są z panem Wołodyjowskim?
- Był pan Mirski - mówił Butrym - ale go szlag po drodze trafił, a jest pan Oskierko, pan Kowalski, dwóch panów Skrzetuskich.
- Jakich Skrzetuskich? - zakrzyknął Rzędzian. - Zali jeden z nich nie pan Skrzetuski z Burca?
- Tego nie wiem skąd - odparł Butrym - jeno wiem, że to jest pan Skrzetuski zbarażczyk.
- Rety! to mój pan!
Tu spostrzegł Rzędzian, jak dziwnie brzmi taki okrzyk w ustach pana starosty, i dodał:
- Mój pan kum, chciałem rzec.
Tak mówiąc nie zmyślał pan starosta, bo istotnie pierwszego syna Skrzetuskiego, Jaremkę, do chrztu trzymał w drugą parę.
Po rozpoznaniu Kmicica przez Józwę Butryma doszło w karczmie do bitwy miedzy ludźmi Kmicica, a podjazdem Wołodyjowskiego. Rzędzian słysząc wcześniej od Józwy o Kmicicu jako o zdrajcy stanął po stronie Laudańskich trzymając się ostrożnie poza walką.
„Rzędzianowa czeladź wpadła również do izby z szablami i szturmakami, ale choć Rzędzian krzyczał: Bij! – nie wiedziała, co czynić, nie mogąc przeciwników rozeznać, bo laudańscy nie nosili żadnych mundurów. Toteż w zamieszaniu obrywało się starościńskim parobkom od jednych i od drugich. Rzędzian trzymał się ostrożnie poza walką, pragnąc rozeznać Kmicica i wskazać go do strzału, ale przy słabym świetle łuczywa Kmicic ustawicznie ginął mu z oczu; to zjawiał się jak diabeł czerwony, to znów ginął w pomroce”.
Po bitwie, w której Kmicic rozgromił podjazd laudański (trzech zabitych i reszta ranni), Rzędzian wyraźnie nabrał respektu do Kmicica i robił wszystko aby ten potraktował go wyrozumiale. Kmicic wykorzystuje Rzędziana jako posłańca do Wołodyjowskiego z apelem aby jego chorągiew przeszła na Podlasie naprzeciw wojewodzie witebskiemu, gdzie razem będą silniejsi.
„Kmicic …. do pana starosty:
- Bierz tych wszystkich rannych i zabitych, którzy się znajdą, odwieź ich panu Wołodyjowskiemu i powiedz mu ode mnie, żem mu nie wróg, a może i lepszy przyjaciel, niż myśli…..”
„.... A przede wszystkim niech się kupy trzymają, bo poginą marnie. Wojewoda witebski chce się na Podlasie przedrzeć... Niech mu idą naprzeciw, aby w razie przeszkody dać pomoc.”
„- Żeby ja to miał jaki znak od waszej miłości, to by lepiej jeszcze było - rzekł Rzędzian.
- Po co ci znaku?
- Bo i pan Wołodyjowski zaraz by lepiej w szczerość afektu waszej miłości uwierzył i tak by pomyślał, że musi być coś w tym, jeśli znak przysyła.
- To masz ten sygnet - rzekł Kmicic - chociaż znaków po mnie nie brak na łbach u tych ludzi; których panu Wołodyjowskiemu odwieziesz.
To rzekłszy zdjął pierścień z palca. Rzędzian zaś przyjął go skwapliwie i rzekł:
- Dziękuję pokornie jegomości.”
(9) Rzędzian u konfederatów w Szczuczynie.
„W godzinę później Rzędzian wraz ze swymi wozami, z czeladzią, trochę jeno poturbowaną, jechał spokojnie ku Szczuczynowi odwożąc trzech zabitych i resztę rannych, między którymi Józwę Butryma z przeciętą twarzą i rozbitą głową. Jadąc spoglądał na pierścień, którego kamień cudnie błyszczał przy księżycu, i rozmyślał o tym dziwnym i strasznym człowieku, który tyle złego sprawiwszy konfederatom, a tyle dobrego Szwedom i Radziwiłłowi, chciał jednak widocznie ratować konfederatów od ostatniej zguby”.
„Rzędzian nie miał zamiaru zostawać na noc w "Pokrzyku", bo z Wąsoszy do Szczuczyna było niedaleko - pragnął więc tylko dać wytchnienie koniom, zwłaszcza tym, które wozy ładowne ciągnęły. Gdy więc Kmicic pozwolił mu jechać dalej, nie tracił Rzędzian czasu i w godzinę później wjeżdżał już do Szczuczyna późną nocą i opowiedziawszy się strażom, roztasował się w rynku, bo domy były przez żołnierzy pozajmowane, którzy i tak nie wszyscy mogli się pomieścić".
Rzędzian spotyka w Szczuczynie dawnych przyjaciół z okresu powstania Chmielnickiego (Skrzetuskiego, Wołodyjowskiego i Zagłobę):
"Przespawszy się pod ciepłą wilczurą, doczekał Rzędzian ranka i zaraz udał się do pana Wołodyjowskiego, który nie widziawszy go od wieków, przyjął radośnie i zaraz poprowadził do kwatery panów Skrzetuskich i pana Zagłoby. Rozpłakał się aż Rzędzian na widok dawnego pana, któremu tyle lat służąc wiernie, tyle przygód razem z nim przebył i fortuny się w końcu dorobił. Nie wstydząc się więc dawnej służby począł po rękach pana Jana całować i powtarzać z rozrzewnieniem:
- Mój jegomość... mój jegomość... W jakich to czasach my się znów spotykamy!...
Jęli tedy razem wszyscy na czasy narzekać - wreszcie pan Zagłoba rzekł:
- Ale ty, Rzędzian, zawsze u fortuny za pazuchą siedzisz i jako widzę, na pana wyszedłeś. Pamiętasz, azalim ci nie prorokował, że jeżeli cię nie powieszą, to będzie z ciebie pociecha!... Cóż się teraz z tobą dzieje?
- Mój jegomość, za co mnie mieli wieszać, kiedy ja ani przeciw Bogu, ani przeciw prawu nic nie uczynił. Służyłem wiernie, a jeżelim kogo zdradził, to chyba nieprzyjaciół, co sobie jeszcze za zasługę poczytuję. A żem tu i ówdzie jakiego hultaja fortelem starł, jako to z rebelizantów albo onę czarownicę - pamięta jegomość? - to też nie grzech, a choćby był grzech, to jegomościn, nie mój, bom ja się właśnie od jegomości fortelów wyuczył.
- O, nie może być!... Patrzajcie go! - rzekł pan Zagłoba. - Jeżeli chcesz, bym ja za twoje grzechy po śmierci wył, to mi za życia fructa ich oddaj. Samże używasz onych wszystkich bogactw, któreś między Kozakami zebrał, i samegoć za to w piekle na skwarki przetopią!
- Bóg łaskaw, mój jegomość, chociaż to jest nieprawda, żebym sam używał, bo ja naprzód złych sąsiadów ze szczętem sprocesowałem i rodzicieli opatrzyłem, którzy teraz spokojnie w Rzędzianach siedzą, żadnej dyferencji już nie mając, bo Jaworscy z torbami poszli, a ja się opodal dorabiam, jak mogę.
- To nie mieszkasz już w Rzędzianach? - pytał pan Jan Skrzetuski.
- W Rzędzianach rodziciele po dawnemu żywią, a ja mieszkam w Wąsoszy i nie mogę się skarżyć, bo Bóg mi błogosławił. Ale jakiem usłyszał, że waszmościowie w Szczuczynie jesteście, jużem nie mógł dosiedzieć, bom sobie pomyślał: widać czas się znowu ruszyć! ma być wojna, to niech będzie!"
Rzędzian przekazuje informacje o przebiegu bitwy w karczmie „Pokrzyk” i apel Kmicica do konfederatów, aby przeszli w głąb Podlasia. Wkrótce przybywa posłaniec z listem potwierdzającym i uzupełniającym apel Kmicica.
„Ja (powiada) panu Wołodyjowskiemu ani konfederatom nie wróg, choć inaczej myślą. Później to się pokaże, a tymczasem niech się kupy, na miły Bóg, trzymają, bo ich wojewoda wileński jako raki ze saka wybierze.”
„Tu błysnął Rzędzian przed oczy słuchaczom kosztownym kamieniem, a pan Zagłoba uderzył się po pole i zakrzyknął:
- Już go od niego wycyganił! Po tym jednym poznałbym cię, Rzędzian, na końcu świata!
- Z przeproszeniem jegomości, nie cyganiłem, bom też szlachcic do równości się z każdym poczuwający, nie Cygan, chociaż dzierżawami chodzę, póki Bóg nie da osiąść na swoim. A ten pierścień dał mi pan Kmicic na znak, że to, co mówił, to prawda”.
(10) Obóz pod Białymstokiem.
Ze Szczuczyna chorągiew laudańska ruszyła pod Białystok. Stało tu już pod bronią kilka tysięcy ludzi, którym brakowało przywódcy. Do chwili przyjazdu pana Sapiehy, pułkownicy postanowili obrać tymczasowego regimentarza, którym okrzyknięto najstarszego, a więc pana Zagłobę. Wpada on na pomysł wysłania listu do elektora z zamiarem nakłonienia go do opowiedzenia się po stronie króla polskiego. Zgodę zamierza uzyskać groźbą splądrowania Prus. Jako posłańca widzi Rzędziana, co jest dla niego wyróżnieniem.
"- Zaraz do niego napiszę: "Mości elektorze! Dość kota ogonem odwracać! Dość wykrętów i mitręgi! Wychodź przeciw Szwedom, a nie, to jaw odwiedziny do Prus przyjadę. Nie może inaczej być..." Inkaustu, piór, papieru! Rzędzian, pojedziesz z pismem!'
- Pojadę! - rzekł dzierżawca z Wąsoszy, uradowany nową godnością".
W obozie pod Białymstokiem Wołodyjowski dowiaduje się o zamiarze Oskierki podsadzenia osobiście „petardy” pod zamek w Tykocinie. Do podsadzenia „petardy” zgłosili się ochotniczo Wołodyjowski, Skrzetuscy i Rzędzian z Wąsoszy:
"- Pójdę i ja! - rzekł Wołodyjowski.
- I my! - zawołali dwaj Skrzetuscy.
- Ot! szkoda, że stare oczy po ciemku nie widzą - ozwał się pan Zagłoba - bo pewnie bym wam samym iść nie dał...
- Ja zaś pójdę - rzekł namyśliwszy się dzierżawca z Wąsoszy. - Gdy bramę wysadzą, pewnie wojsko hurmem do szturmu skoczy, a tam w zamku siła w sprzętach i klejnotach może być wszelakiej dobroci”.
(11) Lwów. Bitwa pod Jarosławiem. Szarża Rzędziana.
Z pod Tykocina chorągiew Wołodyjowskiego przeszła do Lwowa, gdzie z woli króla Jana Kazimierza pan Michał Wołodyjowski pojednał się z Kmicicem.
Kmicic obejmuje komendę nad czambułem (400 koni) tatarskim Akbah-Ułan i udaje się ze Lwowa ku Wielkim Oczom (nad San). W drodze czambuł dopędza dwóch jeźdźców, pan Wołodyjowski i towarzyszący mu dzierżawca z Wąsoszy. Wołodyjowski dostarcza Kmicicowi list od króla Jana Kazimierza, w którym król nakazuje Kmicicowi udać się na Podlasie gdzie książę Bogusław Radziwiłł zamierza uderzyć na Tykocin.
W ciągu tygodnia Kmicic przedostał się w granice Prus elektorskich pod Rajgrodem, a następnie dwa miesiące plądrował Prusy. Przekraczając powrotnie granicę koło Dowspudy otrzymał list od Wołodyjowskiego z zaproszeniem do wspólnej walki z księciem Bogusławem i Szwedami, czego efektem była słynna bitwa pod Prostami.
Wcześniej Wołodyjowski wziął jeszcze udział w bitwie ze Szwedami za Wielkimi Oczami (pod Jarosławiem). Szwedzki pułk. Kanneberg po przejściu zwodzonym mostem rzeki San wpadł z tysiącem ludzi w zasadzkę. Szwedzi zostali niemal wycięci w pień przez wojska Stefana Czarneckiego. Kanneberg zginął w walce z Wołodyjowskim.
Brawurowym atakiem wykazał się w tej bitwie pan Rzędzian z Wąsoszy:
„część królewskiego kredensu, ze stoma ludźmi pieszej gwardii, wynurzyła się w tej chwili inną drogą z przyległych lasów. Spostrzegłszy, co się dzieje, ludzie z eskorty w przekonaniu, że most gotowy, poczęli zdążać co sił ku miastu.
Lecz dostrzeżono ich z pola - za czym natychmiast ze trzysta koni ruszyło ku nim całym pędem, a na czele wszystkich leciał z szablą wzniesioną nad głową i ogniem w źrenicach pan dzierżawca z Wąsoszy, Rzędzian. Niewielkie dał on dotąd męstwa dowody, lecz na widok wozów, w których mógł znajdować się łup obfity, odwaga tak wezbrała w jego sercu, że wysforował się na kilkadziesiąt kroków przed innymi. Piechurowie przy wozach widząc, że nie ujdą, zwarli się w czworobok i sto muszkietów naraz skierowało się w piersi Rzędziana. Huk wstrząsnął powietrzem, wstęga dymu przeleciała wzdłuż ściany czworoboku, lecz nim dym się rozproszył, już pan dzierżawca przed ścianą wspiął konia tak, że kopyta przednie zawisły przez chwilę nad głowami rajtarów -i wpadł na kształt gromu w środek. Lawina jeźdźców runęła za nim.
I jako gdy wilcy zmogą konia, on żyje jeszcze i leżąc na grzbiecie, broni się rozpaczliwie kopytami, a one pokryją go całkiem i drą zeń żywe kawały mięsa - tak owe wozy i piechurowie pokryci zostali zupełnie kłębiącą się masą koni i jeźdźców. Jeno krzyki straszne podnosiły się z tego wiru i dolatywały uszu Szwedów stojących na drugim brzegu”.
Po przegranej przez Szwedów bitwie nad Sanem (Jarosławiem 15.05.1656) król szwedzki nakazał odwrót. Kwaterę króla szwedzkiego w Jarosławiu zajął marszałek Lubomirski. Po bitwie marszałek podjął oficerów Stefana Czarneckiego, którzy poinformowali go o wiktorii. Zagłoba po spotkaniu z marszałkiem podzielił się swoją refleksją z Janem Skrzetuskim nad predyspozycją kandydatów do korony polskiej. Nie uważał się za gorszego od nich i dostrzegał siebie w orszaku do tronu. Dla Rzędziana widział godność podskarbiego:
"Znam ja ich! Pokaż któremu koronę i róg gronostajowego płaszcza, to możesz go pod włos głaskać…. Najpoczciwszemu oczy z pożądliwości na wierzch wylizą, a trafi się szelma, jako był książę wojewoda wileński, to i ojczyznę zdradzić gotów. Co to ta ludzka próżność! Panie Jezu! żebyś mi dał tyle tysięcy, iluś kandydatów do tej korony stworzył, to bym i sam kandydował... Bo jeśli który z nich myśli, że mam się za gorszego od niego, to niech mu od własnej pychy żywot pęknie... Taki dobry Zagłoba jak i Lubomirski, tylko w fortunie różnica...... Daj Boże naszemu królowi jak najdłuższe życie, ale na wypadek elekcji sobie wolałbym dać kreskę jak jemu... Roch Kowalski dałby mi drugą, a pan Michał oponentów by wysiekł... Boga mi, zaraz bym cię hetmanem wielkim koronnym uczynił, pana Michała po Sapieże litewskim... a Rzędziana podskarbim... Ten by dopiero Żydowinów podatkami cisnął!...
Było to ostatnie wspomnienie Rzędziana z Wąsoszy w Trylogii Henryka Sienkiewicza.
(12) Zakończenie legendy o Rzędzianie.
Na zakończenie warto wspomnieć jaką przyszłość wyrokowali Rzędzianowi i jak oceniali jego osobę Zagłoba i Wołodyjowski, jakie stosunki łączyły go ze Skrzetuskim i co sądzą o Rzędzianie mieszkańcy Wąsosza:
- Zagłoba:
„ wyjdziesz na człowieka, jeśli bydlęciem nie zostaniesz.”
„ Ej, Rzędzian, Rzędzian! Nie umrzesz ty własną śmiercią!”
„ jeżeli cię nie powieszą, to będzie z ciebie pociecha!... „
„ Diabeł będzie miał prawdziwą pociechę z tego chłopaka!”
„ szczwany jak lis pachołek tak się umiał obracać, że mówiąc prawdę wówczas tylko, gdy ją można było powiedzieć, sprawy przez to nie narażał, a tym większą ufność zyskiwał.”
„ Z wyjątkiem swego pana, z samego on by diabła skórę zdarł, żeby sobie kołnierz z niej uczynić.
„ Myślałem, że razem ze mną i fortele moje pójdą do trumny, ale widzę, że to frant jeszcze większy. Toż my przez chytrość tego pachołka uwolnimy naszą kniaziównę [Helenę]od Bohunowej niewoli za Bohunowym pozwoleniem i na Burłajowych koniach! Widziałże kto kiedy podobną rzecz?”
- Wołodyjowski:
„ mocno ja ufam, że on to potrafi….. Chytry to jest pachołek jak lis. Waćpanu fortelów nie brak, ale on jeszcze chytrzejszy. Siłaśmy głowy nałamali, jak dziewczynę [Helenę] ratować, i w końcu ręce nam opadły, a przez niego wszystko się naprawiło. Będzie się on teraz wyślizgiwał jak wąż, gdyż i o własną skórę mu chodzi.”
W okresie powstania Chmielnickiego Rzędzian niewiele przebywał przy boku swego pana. Zakochany Skrzetuski uczynił z niego swego posłańca z listami do ukochanej, a los sprawił, że przypadła mu jeszcze rola opiekuna Heleny w czasie ucieczki z niewoli Bohunowej. Skrzetuski bardzo mu ufał i traktował jak przyjaciela:
„ważną ci funkcyą powierzam, przyjaciela godną, nie sługi”
„uratuj mi podwakroć życie, a jeszcze mi takowej przysługi nie oddasz, gdyż w męce żyję, myśląc, co może się stać, i od boleści skóra na mnie potnieje”.
Każde ich spotkanie było bardzo serdeczne:
„ Pójdź tu do mnie, niech cię uścisnę!
Wierny pacholik przypadł do pana i za kolana objął, a zaś pan Skrzetuski całował go w głowę z radością wielką i powtarzał:
Żyw jesteś! Żyw jesteś!
O mój jegomość! Od radości mówić nie mogę, że też jegomościne ciało jeszcze w zdrowiu oglądam… O dla Boga!…”
- Reakcja Skrzetuskiego na wiadomość o uwolnieniu Heleny:
„Tylko raz w raz chwytał pachołka w ramiona i cisnął go do wezbranej piersi,"
- Spotkanie obu przyjaciół po latach w Szczuczynie:
„Rozpłakał się aż Rzędzian na widok dawnego pana, któremu tyle lat służąc wiernie, tyle przygód razem z nim przebył i fortuny się w końcu dorobił. Nie wstydząc się więc dawnej służby począł po rękach pana Jana całować i powtarzać z rozrzewnieniem:
- Mój jegomość... mój jegomość...”
Jak potoczyły się dalsze losy Rzędziana z Wąsoszy?. Pożegnaliśmy go w bitwie pod Jarosławiem kiedy miał 24 lata.
Mieszkańcy Wąsosza są przekonani, że legendarny Rzędzian spoczywa w krypcie kościoła pokarmelickiego w Wąsoszu. Znajduje się tu trumna w której spoczywające szczątki ludzkie do 2-ej wojny światowej były przykryte resztkami zbroi rycerskiej (niektórzy twierdzą że stroju szlacheckiego) skradzionej przez Niemców. Na lewej ścianie kościoła namalowany był obraz na tynku przedstawiający kapłana odprawiającego Mszę Św. Jako ministrant na stopniach ołtarza klęczał rycerz w zbroi z szablą przy boku. Po obu stronach ołtarza modliło się ośmiu zakonników (w okresie Potopu tylu zakonników przebywało na stałe w klasztorze wąsoskim). Imieniem autora „Trylogii” nazwano w Wąsoszu jedną z ulic, a rynek Placem Rzędziana. A gdyby tak do legendy o Rzędzianie dodać wątek:
Rzędzian po zakończeniu wojaczki postanawia został zakonnikiem i resztę życia spędził w klasztorze karmelitów w Wąsoszu. Jako szlachcic rycerz został pochowany w stroju szlacheckim (lub w zbroi rycerskiej) ?