top of page

 

Kocham cię ziemią nad Wissą

Parafraza  wiersza „Pieśń Warmianki” z tomiku „Miłość prostego serca” 

Marii Zientary – Malewskiej.

 

Kocham cię ziemią nad Wissą, bom jest twoje dziecię,

Bo ja ciebie kocham nade wszystko w świecie,

Piekność twa przewyższa wszystkie obce kraje,

Twe modre rzeki, łąki, bory, gaje,

Twoje żyzne pola, co tak pachną chlebem

I tę dal zamgloną, co się styka z niebem.

 

Tu mi wszystko miłe, co mnie w krąg otacza,

I skowronek – śpiewak, co cieszy oracza,

I ten strumyk leśny, co cichutko gwarzy,

I pobrzęki kosy wesołych kosiarzy,

I klepanie kosy, co mnie budzi z rana,

I ten zapach gleby, kiedy jest zorana.

 

Druhny wiśnie jak przydanki wiosną

I te dzikie róże, co na miedzach rosną,

I pochodnie głogów, nieba podpalacze,

I samotna wierzba, co nad Wissą płacze,

I ten krzyż przydrożny rzeźbiony przez dziadka,

Gdzie przyklęknie czasem dziecięca gromadka.

 

Nade wszystko kocham poszum nieustanny

Kędy wśród jałowców wysokie dziewanny,

Naszych cudnych lasów bez granic i końca,

Jak złociste świece płoną na cześć słońca,

A w mchach aksamitnych jagódek rubiny

Śmieją się, jak słodkie usteczka dziewczyny.

 

O, Ty ziemio nad Wissą, Najdroższa Ojczyzno!

Uczyła czcić głowy pokryte siwizną,

Tyś mi kołysanki jak matka śpiewała,

Świętą wiarę ojców, mowę zachowała.

Kocham Cię nade wszystko w świecie,

Tu się urodziłem, jestem Twoje dziecię.

            Polskie kwiaty

 

         s. Magdalena Nazaretanka 

 

 Śpiewa ci obcy wiatr, zachwyca wielki świat, a serce tęskni.

Bo gdzieś daleko stąd został rodzinny dom, tam jest najpiękniej,

 

Tam właśnie teraz rozkwitły kwiaty: stokrotki, fiołki, kaczeńce i maki.

Pod polskim niebem, w szczerym polu wyrosły ojczyste kwiaty,

W ich zapachu urodzie jest Polska.

 

Żeby tak jeszcze raz ujrzeć ojczysty las, pola i łąki,

i do matczynych rąk przynieść z zielonych łąk rozkwitłe pąki.

 

 Bo najpiękniejsze są polskie kwiaty: stokrotki, fiołki, kaczeńce i maki.

Pod polskim niebem, w szczerym polu wyrosły ojczyste kwiaty,

W ich zapachu urodzie jest Polska.

 

Śpiewa ci obcy wiatr, tułaczy los cię gna hen gdzieś po świecie.

 Zabierz ze sobą w świat, zabierz z rodzinnych stron mały bukiecik,

 

Weź z tą piosenką bukiecik kwiatów, stokrotek, fiołków, kaczeńców i maków,

Pod polskim niebem, w szczerym polu wyrosły ojczyste kwiaty,

W ich zapachu urodzie jest Polska.

Wiadomość użytku Ławska z przydaniem niektórych meljoracjów

 

Tomasz Wnentowski, geometra krajowy 1808 r.

 

Ławsk czyli złote jabłko – to jego nazwisko –

Grunta ma bardzo dobre, choć trochę za nizko

Położenie zdarzyło; poprawa ich – rowy,

Których tam więcej trzeba, i w starych odnowy.

Złotem jabłkiem te dobra zwać można z przyczyny

W proporcyi do dziarna umieszanej gliny,

Skąd niechybny urodzaj w wszystkie zgoła lata.

Nie szkodzi susza, mokradż, wiosna wichrowata.

Nie pytaj się o ziarno, jakie rodzą role:

Siej tam bezpiecznie wszystko, w górze i na dole.

Będzie wyborne żyto, jęczmień i pszenica,

Grochy, owies, konopie, len i soczewica.

Oprócz tej gospodarstwa wzmienionej dogody,

Najlepszego użytku są wszystkie ogrody.

Przy nich też umiejszczone rozgordy, kanały

Z wygody cieląt, ptactwa – warte są pochwały.

Łąk obfitość i dobroć dla całej osady

Tak dostarcza, że nawet żyją z nich sąsiady.

Las doborny ku wszelkiej dogodny potrzebie

Wytucza latem bydło, świnie, końskie źrebię,

Rodzi dobrze orzechy, chmiel i jabłek wiele,

Wszelką jagodą, grzybem tę obszerność ściele.

Połowna Wissa w ryby połowna i w raki,

Utrzymuje młyn, folusz, obejnię, tartaki.

Takie to są dogody majętności Ławska,

Jakim ledwie wyrówna kraina Żuławska.

 A iż zamożny chłopek (do czterdziestu włościan)

Co od folwarku zbyło, zasiadł cały ościan,

Stąd robocizna zwyższa potrzeby folwarku

I mogłaby zarobić bez krzywdy, bez skwarku

Inny pomniejszy folwark w nowem założeniu,

Któreby się znalazło w puszcz Ławskich przestrzeniu

Upodobane k’temu miejsce od granice

Widać, kędy się schodzą Wąsosz i Łępice.

Z ujścia lasów straty dla Ławska nie silka,

A z pomnożenia roli dworowi zasiłka. 

 

                Dzwony

Jerzy Liebert (1904 – 31)

 

Wykuła nas z brązu wieczność.

Twarde dźwięki słodkie dla ucha,

Ale ranią Bogiem i miażdżą

Każdego, kto się zasłucha.

 

My, dzwony, dzwony szumiące,

Jak łany spęczniałe ziarnem –

Mówimy do was pokarmem,

Mówimy chlebem białym.

 

My, dzwony wśród dzwonów najmniejsze,

Do ciebie wołamy wyłącznie –

Nie myśl, że niby na łące

W naszych szumach utoniesz i spoczniesz.

   

Niewzruszone są nasze wieże,

A przecież stoją na ziemi,

Dźwiękiem mocnym, dźwiękiem powszednim

Rozdzierają wieczność pacierzem.

 

Tym, którym w serce zagląda
 Krzew miłości — pali i kłuje —
 O świcie przy naszem biciu,
 Bóg ciernie z serca wyjmuje.

   

W naszych tonów krótkich komendzie —
Surowa jest rzeczywistość.
Wyrąbałyśmy drogę pokorze,

 By szły po niej męstwo i czystość.
 

Jak pługi o pługi dzwoniące,
 Chcemy z ziemi wyorać kościół,
 Rozcinamy skorupę jałową,
 Docieramy do gliny wieczności.

Kołysałeś się pośród ludzi,
 Dzwon ci pusty w piersiach łomotał,
 Pękł dzwon głuchy i dzwon samotny,
 Gdy dźwięk nasz do ciebie dotarł.

Naprzód dźwięk ten nosiłeś dla siebie,
 Ale dźwięk się na ludzi rozpinał,
 Odnalazłeś ten sam dźwięk w innych —
 I stała się jedna rodzina.

 

bottom of page